Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A jeźli pienia moje co u ciebie ważą,
Jakie mi dziś Kameny względne nucić każą,
Tuszę, że kiedyś w trąbę Aońską uderzę,
I dawne w zgiełk Marsowy przywołam rycerze,
Że i ciebie ośpiéwam, co Dackie narody
Napędzasz na zdradzieckie Obertyńskie brody,
Przed którym za Ryfejskie uciekają szczyty,
Przy odwrocie rumaków tém straszniejsze Scyty.
Dziś póki piérwszy ogień gore w głębi łona,
Dozwól, drogę niezbędną niech miłość dokona,
Niech daléki obozów i wojennéj wrzawy,
Nocne znaki przynoszę z pijanéj wyprawy,
Wy rośnijcie tym czasem wawrzyny Febowe,
Dziś dosyć skroń uwieńczyć w gałązki myrtowe.







ELEGIA  IX.

DO KAROLA.


Taki przestwór Karolu! obu nas rozdziela,
Że nie wiem, czy cię dojdzie ten list przyjaciela,
Jeśli jednak kto szczęsny od Arktéjskiéj strony,
Stąpi na twoje brzegi morzem przypławiony,