Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ELEGIA  VII.

DO PRZYJACIELA.


Mimo z płaczem u szyi zwieszoną dziewicę,
Ty przecię za dalekie uciekasz granice. —
Ach! nigdzie nie ubiegniesz. Amor pójdzie wszędzie,
Śnieżne Alpy, przestronny ocean przebędzie.
Jak oderwiesz pamięci, te oczy kroplące,
Te włosy po łabędziém łonie spływające?
Ilekroć śnieżna stopa złudzonego we śnie,
Tajnie niby wchodząca zdradzi cię boleśnie,
O! jak ciebie utrapi troska czuwająca,
Która w łonie ukryta sny z powieki strąca;
Jak często okłamany zwodniczym obrazem,
Marnie się rozradujesz i zasmucisz razem!
Wnet ci będą Medei pożądane smoki,
I rumak uskrzydlony prujący obłoki,
Wtedy w Alpy się wpatrzysz ku gwiazdom wzniesione:
“Wktórą (rzekniesz) o miła udałaś się stronę?
O! szczęśliwsze gołąbki, których wyrok srogi,
Od uciech nie rozesłał na rozstajne drogi. —
Ale które dzióbkami zwrócone ku sobie
Małżeńskim troskom w każdéj zabiegają dobie.”
Kamieniem jest, kto miłość zaprzedał zyskowi,
Nigdy on mię bacznego w sidła nie ułowi,