Strona:Elżbieta Jaraczewska - Powieści narodowe 01.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawiania, stracił zupełnie Władysław ślad jadącego przed nim kocza. To zniecierpliwiało go nie mało, gdyż każdy znajdując się sam nieczynny i niczem niezainteressowany, wśród zgwarnie zatrudnionych i ubiegających się ludzi, czuje zwykle jakiś rodzaj tęschnoty i niespokojną chęć zajęcia się czemkolwiek, która w bezcelnem i czczem wielkiego świata życiu, nie jednej upajającej namiętności stała się powodem.
Idąc więc Władysław za przyjętym ogólnie w Łęcznie zwyczajem, usiadł zamyślony na ławie przed domem, w którym stanął. Lecz wkrótce znudzony natarczywością różnych żydowskich kupców, częstujących swemi towarami, i powrotem zawsze tych samych przejeżdżanych koni, nieustannie zacinanych, dla otrzeźwienia w nich już dawno wygasłej żywości; chciał przyspieszyć Władysław swój wyjazd z Łęczny, gdy słyszane niedaleko słowa, «szukałaś krzyżyka dla Małgosi Emilko: oto jest kupiec, który ma kilka, tu po podsieniami,» zwróciły ku tej stronie jego uwagę. Poznał przybyłe w koczu damy, i młodą w czarnym płaszczyku osobę, która starszej podając rękę,