Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

boje sie, nie lenie. Ale wiecie co radze? Na co nam ofiare Panu Bogu ofiarowywać przez księdzow jak my sami możem dać!
Jak?
A jak Trzej Królowie dawali! Dawajcie bierzem sani i jedziem do Grzegorychi: sami poprosim świętych o ratunek! Co wy na to?
E, bez księdza ofiarowywać, kręco głowo Domin, jakoś nie bardzo.
A na co ksiądz! rozpalili się Kuśtyk. A na co tyle drogi?
Żeby to sie wiedziało na pewno, że oni święte, mówie, to możnoby i bez księdza ofiarować.
To ty jeszcze nie wierzysz, że oni święte? Ty, naznaczony? Chodźcie! wstajo Szymon z pieńka i prowadzo na gumno.
Pomogli my Kuśtykowi założyć konia i jedziem o te pare domow dalej, do Grzegorychi.
A zima sie przesilała, najczęściej tak bywa, że zima puszcza w nocy z Piątku na Subote Wielkiego Tygodnia: w Piątek jeszcze mroźno, śnieg, lody, i naraz w Subote ciepło jak w maju, wiaterek mięciuśki, szpaki świergotajo, a kury wrzeszczo jak szalone, nioso sie na święta, ojcom chrzestnym matkom chrzestnym, żeby mieli swoim chrześniakom włoczebne, a po cztery jajka daje sie każdemu, Domin i Dunaj po kopie rozdajo, obydwa po tyle samo majo chrześniakow, obydwa równo szanowane. A i chłopcom trzeba jajkow dać, jak przydo pod okna śpiewać Alleluja i Konopielke, ach, co za dzień piękny, wiosna, radość,