Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za trzydzieście srebnikow od niwdzięcznika Judasza przedany, Jezu moj kochanyy! Już na śmierć skazany, krzyż jemu na plecy wpychajo, zaczeła sie droga krzyżowa: Pan Jezus pierwszy raz pod krzyżem upada! I zaras najsmutniejsze: Matke swoje spotyka: Czemusz Matko ukochana, cięszko na sercu stroskana, czemu cała truchlejesz? Co mię pytasz wszystkam w mgłości, mowić nie moge z żałości, krew me serce zalewa! Aż litościwy Cerenajczyk krzyż dopomaga nieść. Potem Święta Weronika twarz obciera Jemu z krwi i potu i na płotnie twarz Jezusowa odbija sie jej jak żywa! I jeszcze raz, i jeszcze raz Jezus pod krzyżem pada, droga ciężka, pod góre, na kalwarie. Aż napawajo jego żółcio i stacja jedynasta, najsmutniejsza: do krzyża przybijajo tępymi goździami, oczy bolo patrzyć, straszno, ileż to razy, od małego, co Post, co Gorzkie Żali, ileż razy samemu sie do krzyża przymierzało, ręce nogi na drzewo kładło w strachu, że takiego bolu nie wytrzymajo, a On, On święty, delikatny, wytrzymał! Oby sie serce we łzach rozpływało, że cie moj Jezu sprośnie obrażało, żal mi ach żal mi ciężkich moich złości, dla twej miłości! Pod krzyżem Matka jego stoi, boleje. Ach mnie Matce Boleściwej, pod krzyżem stojąc smutliwej, serce żałość przejmuje! I tak słowo po słowie śpiewanie kończy sie: Dominicha przestajo prząść, klękajo, i my wszystkie klękamy, bijem sie ku-