Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dał cały kubek, ja odchyliwszy głowe w tył, pije, pije dużymi łykami, bo lubie jak rozgrzane zęby drętwiejo od zimnej wody i szkło na nich pęka i lubie jak chłod rozchodzi sie kiszkami po brzuchu. Potem possawszy z zębow, bo dobre, splunąwszy na podłoge bo lubie, oblizawszy sie bo trzeba, kłade ręce na kolanach i mówie:
Nie pódziesz więcej Ziutek do szkoły!
Czemu? pisnoł.
Bo ja tak mówie!
A Handzia, cicho jak trusia: Ale ona sie obrazi.
A niechaj obraża sie!
To jak my z nio bedziem żyli?
A może sobie iść od nas Kczortumatiery!
Co ty, Kaziuk? I pieniędzow za kwatere nie żałujesz?
Czortbiery i jej pieniędzy! Niepotrzebne mnie jej pieniędzy. Zapłaciła za dwa miesięcy i co? Leżo.
Leżo. Ale sol wychodzi, mączka, nafta, trzeba kupić!
Na to starczy samych jajkow co ona wyżera.
A trzewiki dla mnie? A kortu tobie na odzienie? A pług?
A dzie to chodzisz, że tobie trzewikow trzeba? Na tancy? Walonki masz? Masz. Drewniaki na zime dzieci majo? Majo. A mnie i stare odzienie dobre.
A pług?
Tylko piętke kupić. Dawniej rosochami orali