Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drzwiami: straszno, nikogo tam nima, a on cyka, jak żywy. Jak jaki zwierzaczek!
Żeb ona jakiego nieszczęścia nie przyniosła, powiadajo wreszcie tato. A Handzia: E, taka cieniutka?
Sto złotych za miesiąc, pocieszam.
A tu zaszamotało się w słomie i co sie nie robi: cielak wstaje na przednie nogi! Wstał i zaraz bach gębo w słome.
Ale nic, znowuś próbuje: mocuje sie, podryguje, stęka, i co widzim: dźwignoł sie jakoś! Przednimi nogami stoi, zadnimi jeszcze siedzi, jak pies. Jak wilk. Tylko brakuje, żeb morde zader i zaczoł wyć do pułapu.