Przejdź do zawartości

Strona:Edward Hanslick - O pięknie w muzyce.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o stosowaniu muzyki, jako środka leczniczego przeciw licznym chorobom. Środkiem tym ma być podniecające, albo łagodne działanie tonów. Nauka ta jednak nie podaje nowych idei, poprzestając jedynie na nowych przykładach. Piotr Lichtenthal opowiada obszernie w swym „Doktorze-muzyku,” jak za pomocą tonów leczono z pomyślnym skutkiem reumatyzm, ból w krzyżach, epilepsję, tężec, mór, gorączkę, konwulsje, a nawet głupotę (stupiditas)![1]
Pod względem uzasadnienia swych teorji, dzielą się ci autorowie na dwie klasy.

Jedni w swych argumentach biorą ciało za punkt wyjścia i przypisują siłę leczniczą muzyki fizycznemu działaniu fal głosowych. Według nich, fale te przez nerw słuchowy udzielają się innym ner-

  1. Do najwyższej konfuzji doszła nauka ta u słynnego lekarza Baptysty Porta, który w swej teorji połączył właściwości lecznicze roślin z muzyką i leczył wodną puchlinę za pomocą fletu zrobionego z rośliny Helleborus. Inny sporządzony z Papulus, leczyć miał bóle w krzyżach, inny z laseczek cynamonu — mdłości. (Encyclopédie. Article Musique).