Strona:Edward Boyé - Sandał skrzydlaty.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rzeźbiarz
p. Krzysztofowi Radziwiłłowi

Śniąc sen o piękna błękitnej koronie,
U brył kamiennych pochylony co dnia,
Widuję jeno kupca, lub przechodnia,
Co kształtem rzeźb mych obce pieści dłonie!

Rzeźbię te bryły, aby żyć, a żyję,
By tworzyć dalej i śnić czarnoksięsko,
Że dusza moja ponad krawędź ziemską
Wzlata, jak ptaki wolne i niczyje.

Tam, coraz dalej od nędzy padołu,
W piorunach mocy, szału, wśród przestrzeni,
Nieśmiertelnością myśl mi się promieni
I wszechświat z Bogiem naradza pospołu.

I wówczas w wściekłej gorączce tworzenia,
W odruchach dłuta, w pyle snów i kurzu,
Śnię się, że staję na owym przedmurzu,
Gdzie chaos z rąk mych bierze kształt istnienia.

Jak półbóg z wieńcem u bladego czoła,
Zakląwszy życie w wnętrze martwej gliny,
Nad dni mych ziemskich ból i losu drwiny,
Lecę otoczon przez serafów koła.

A ta czarowna godzina zapłaty,
Ta moc, ten tryumf, ten ducha Maraton,
Jest mi jak owe idee, gdzie Platon
Oglądał piękna pierwowzór skrzydlaty.