Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jesteśmy — mówił on — wyrabiać w sobie karność inną, a daleko wyższą drogą, nie przez strach ludzi, a przez bojaźń Bożą; nie pod grozą, a z własnej woli, przez miłość dla Boga, dla prawdy, dla ojczyzny[1]“...



Stojąc nad brzegami Słuczy, generał miał po obu swych skrzydłach nieprzyjaciela, w mniejszej lub większej odległości: na prawem, w Miropolu, Baranówce, Zwiahlu; w dwóch ostatnich miejscowościach artylerya; na lewem zaś, ku Podolowi, piechota i dywizya kawaleryi (ułanów) gen. de Doulier; od czoła nagromadzono znaczne siły w Star. Konstantynowie, których późniejszem zadaniem miało być osaczanie, oskrzydlanie i zamknięcie przejścia Różyckiemu. Szedł on dość wolnym marszem, przez Giżowszczyznę, Derewicze, ku Połonnemu. W każdej z większych osad zebranemu ludowi odczytywano tak zwane Złote Hramoty, zapewniające wieśniakom to, co manifest Komitetu centr., z dnia 22 stycz. 1863 r., w chwili wybuchu wieśniakom nadawał. Lud nie dość, iż chętne ucho dawał owym ogłaszaniom, ale był przykład, że odwoływał się do powagi generała, gdy po przejściu oddziału stosunki pańszczyźniane natychmiast nie zostały rozwiązane. Tak więc w dobę, czy nieco później po opuszczeniu Giżowszczyzny, widziały tylne straże oddziału Różyckiego pędzących dwóch

  1. Patrz broszurę: „O charakterze żołnierza polskiego“ Lwów, str. 8.