Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A pośpieszcie się, moi kochani, to już ja was obficie wynagrodzę.
Zabrał się ochoczo pasterz do pracy i w krótkim czasie w Szczodrowie, poblizkiej wsi, stanął kościół, z wieżami, ołtarzami, tak że brak było w nim tylko dzwonów.
Poszedł więc do owej panny po radę, a ta mu mówi:
— Idźcie jutro nad jezioro po wschodzie słońca, tam na brzeg wyjdą dzwony. Weźcie największy, a te małe same za nim pójdą.
Zrobił pasterz tak, jak mu powiedziała. Zbliżył się do brzegu, patrzy, a tu na nim leżą dzwony i wszystkie razem wołają:
— Weź mnie! weź mnie!
Podszedł do nich, popatrzył na każdy i pomyślał: dużemu rady nie dam, sprobuję mniejszy.
Schwycił go za ucho i jak nic wyciągnął na brzeg. Wziął go tedy na ramiona i łatwo zaniósł do kościoła.
Mniejszy dzwon i sygnaturka same poszły za nim, podczas gdy wielki z płaczem zanurzył się w jeziorze. Od tego to czasu w kościele w Szczodrowie są tylko dwa dzwony i sygnaturka.
Wykończył wreszcie pasterz ten kościół w Szczodrowie, wnet też wystawił kościół w Wysinie, wreszcie, gdy miał już budować trzeci, podszepnął mu zły: