Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

styni samochód, lecz w jakim rozpaczliwym stanie!
Pogięty, poszarpany, połamany, znać, że znęcały się nad nim całe hordy ludzkie.
Opuścił Henryk aeroplan na ziemię i podbiegł do nieszczęsnego samochodu.
Leżał w nim jeszcze zbroczony krwią trup lwa, martwemi, szklanemi oczyma wpatrujący się w niego.
Samochód sam był bardzo zniszczony, lecz innych śladów krwi, prócz lwa, nie było na nim.
Więc gdzież się podzieli jego pasażerowie? Gdzież znaleźli schronienie i ratunek? Czyżby zginęli w walce?
Liczne ślady kopyt końskich i nóg ludzkich świadczyły, że nad szczątkami samochodu znęcała się ich gromada, lecz ani kropla krwi nie wskazywała na to, że Czesław i towarzysze jego zginęli w walce. A więc może żywych zabrali ich napastnicy do niewoli?
Zbadawszy kierunek odcisków kół, przyszedł Henryk łacno do przekonania, że samochód przybył od strony oazy, do której dążyli.
W tamtym kierunku również biegły z powrotem odciski śladów napastników.
A więc tam rozegrał się cały dramat... Tam zginęli ci, na których poszukiwania dążył...
Nie namyślając się dłużej, pobiegł do aeroplanu, zajął w nim miejsce, puścił w ruch