Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych otoczył kołem Mahdiego, dopominając się ich śmierci.
Już miał ulec ich żądaniom Mahdi, gdy wystąpił naprzód ów Europejczyk w arabskiem przebraniu i rzekł:
— Nie ustępuj im, panie... Niewolnicy ci niezmiernie są cenną zdobyczą dla nas. Trzymając ich w ręku, dyktować możemy warunki miastu. Śmierć ich do większej jeszcze zaciętości pobudzi obrońców miasta.
Przyznał mu słuszność Mahdi, a nie chcąc wprost odmową zrazić tłumu swych walecznych, odrzekł im:
— Idźcie w pokoju. Godzina zemsty nad giaurami nie wybiła jeszcze. Allah ją sam wskaże.
Słowa te zadowolniły i uspokoiły wzburzony tłum, który się cofnął do ognisk swoich.
Życie Czesława i towarzyszów jego przedłużone zostało o godzin parę.
Leżeli z przymkniętemi oczyma, nie myśląc o strasznym swym losie, szczęśliwi, że Elektropolis nie uległo przewadze wrogów, że trzymało się jeszcze. Sen ich morzyć zaczął, tak samo, jak i strażników, którzy, wsparci o broń, kiwali się sennie, podobni w swych białych burnusach w zmroku nocnym do widm fantastycznych.
Naraz Czesław poczuł, że więzy na nogach jego zelżały, że ktoś dotyka się ramienia jego, wreszcie poczuł gorący czyjś oddech na twarzy swej i posłyszał szept: