Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się na wszystkie strony Arabowie, w ucieczce szukając ratunku, lecz wtedy rozległ się sygnał: do ataku!
Zbrojne tłumy Arabów, jakby w domach miasta chcąc szukać ratunku, rzuciły się na nie, pewne łatwej zdobyczy, gdyż żaden mur go nie bronił, żaden wał nawet. Okalał je tylko pięciokrotnie drut błyszczący, na różnej umieszczony wysokości.
Dopadły do niego tłumy Arabów, by porwać tę jedyną przeszkodę i dostać się do upragnionego celu.
Lecz co to?
Dłonie ich schwytały drut, lecz mimo wszelkich wysiłków puścić go nie mogą. Mimowoli trzymać muszą go mocno, a w ciele całem dziwnego doznają uczucia, jakby uderzenia silne jakieś, jakby siła jakaś tajemnicza schwytała ich i trzyma z całej mocy, nie myśląc nawet puścić, biorąc do niewoli.
I strach blady wykrzywił ich twarze, i miotać się poczęli, i szarpać, lecz bezowocnemi były ich usiłowania. Drut trzymał mocno i ani myślał ich puścić.
Widząc to, podążające po za nimi szeregi zatrzymały się bezładnie, nie wiedząc co robić? Z przodu zagradzał im drogę tłum współbraci, przykutych przez tajemniczą siłę do okalających miasto drutów, z góry znów raziły ich pociski, miotane z aeroplanów.
Co robić? Na twarzach większości odbił się lęk, i już zawracali do ucieczki, gdy od