Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miastu i tym, którzy tylko dobro wasze na celu mają. Myśmy nie przyszli tu z wojną, przybyliśmy w pokoju, by pracą swą i zabiegami usilnemi uczynić owocodajnemi bezpłodne piaski pustyni, by podnieść dobrobyt rodaków twoich, panie... Przybyliśmy tu w pokoju, i w pokoju żyć pragniemy z wami... Powiedz, panie, co żądasz od nas, a chętnie to uczynimy, by uniknąć krwi rozlewu?...
Utkwił w twarzy jego błyszczący wzrok Mahdi i świszczącym głosem, jakby zawczasu wyuczoną lekcję, rzekł:
— Oddajcie nam miasto swoje wraz ze wszystkiem, co się w niem znajduje, a sami idźcie precz z ziemi naszej, szczęśliwi, że życie unosicie. Na tych warunkach przystaniemy na pokój.
— Czy to ostatnie twe słowo, panie? — spytał z godnością Czesław.
— Ostatnie! — odrzekł Madhi.
— A więc wiedz o tem, że do ostatniego tchnienia w piersi bronić będziemy miasta, a dobrowolnie nie oddamy go na zagładę.
I rzekłszy to, skierował się już do towarzyszów, by wracać do miasta, gdy wśród Arabów rozległy się głosy:
— Nie puszczać giaura... Jeńcem on naszym...
I nim Mahdi zdążył choć słowo wyrzec, tłum Arabów rzucił się na Czesława i towarzyszów jego, w okamgnieniu powalił ich na