Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdołamy... Uważam zatem za właściwe zwrócić się do władz francuskich w Algerze, które mają protektorat nad Elektropolisem, a którym ruch ten pośrednio zagraża, by odpowiednią pomoc zbrojną nam nadesłały...
Te słowa miljonera spotkały się z ogólnem uznaniem. Wszyscy zgadzali się na nie, i już Kazimierz Halicz wstał, by wydać odpowiednie rozkazy, gdy rozległo się donośne dobijanie do drzwi...
Otworzył je, ze zdumieniem patrząc, co to może być za gość, który tak gwałtownie dopomina się o wejście...
Na progu ukazał się Abdul, zdyszany, zmęczony, z trudem chwytający w płuca powietrze...
— Effendi, — zawołał, stając przed Haliczem — burza się zbliża...
— Jakto?... — zawołał tenże, nie mogąc ukryć zdumienia.
— W tej chwili był u mnie jeden z derwiszów i oznajmił, że na wezwanie nowego Mahdiego ruszyły się wszystkie plemiona, wyznające wiarę Mahometa, porwały za broń, i ciągną tu, przeciwko wam, a jest ich tak wielu, jak ziarnek piasku w pustyni.... a każdy uzbrojony, każdy przejęty pragnieniem pomsty na was...
Wieść ta mimowolnym dreszczem trwogi przejęła wszystkich...
Tylko Kazimierz Halicz i pan Erazm nie stracili spokoju oraz panowania nad sobą.