Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Depesza ta treścią swą wielce uradowała Henryka. Z niecierpliwością też oczekiwał przybycia Czesława, ażeby mu ją zakomunikować.
Lecz Czesław z towarzyszami swymi nie wracał.
Zrazu nie przejmował się tem wielce, wiedząc dobrze, że zazwyczaj wycieczki takie trwały dłużej niż dobę. Lecz gdy przeciągnęło się to do dwóch dni, niepokój dziwny jakiś począł go przejmować.
Czyżby się zdarzył jakiś wypadek? Czyżbyż samochód uległ rozbiciu lub zepsuciu, i oni pozostali sami na pustyni, oczekując ratunku i pomocy? A może stali się ofiarami napadu ze strony Tuaregów?
Wszystko to było możebne w pustyni, zwłaszcza, że wysłane w różne strony oddziałki na zwiady przynosiły wciąż wiadomości o krążących w okolicach bandach Tuaregów.
Przejęty niepokojem, odbył długą naradę z Abdulem i panem Józefem, której wynikiem było postanowienie udania się na poszukiwanie zaginionych.
Znał dobrze kierunek, w jakim się udali, wiedział dobrze, która oaza była celem ich podróży, odnalezienie ich więc nie przedstawiało dla niego tak wielkiej trudności.
Ale jak udać się na te poszukiwania? Wyprawa konno lub na wielbłądach trwałaby bardzo długo i na pewno nie dałaby po-