Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znaleźć tu muszą wszystko, coby im los osłodzić mogło... Trzeba też otoczyć ich taką atmosferą, takiem ciepłem uczucia, żeby im choć trochę przypomnieć ojczyznę, by nie żarła ich tęsknota i żal za opuszczonym zagonem ojczystym...
— Cóż, kiedy te domy tutejsze niczem a niczem nie przypominają im ich chat bielonych, słomianą strzechą krytych, a zielenią sadów otoczonych...
— Ale za to są one daleko zdrowsze i higjeniczniejsze i przyczynia się skutecznie do rozwoju siły u naszego ludu, tak dzięki złym warunkom zdrowotnym skłonnego do charłactwa... Lecz za to mam ja tu coś, co wspaniale będzie się mogło przyczynić do wyleczenia ich z gnębiącej nostalgji...
— Co takiego?... — zapytał ciekawie pan Erazm...
Kazimierz Halicz odsunął szufladę biurka, wydobył z niego tekę, i otworzywszy ją, wyjął jeden z rysunków i położył go przed panem Erazmem.
Ten wziął go do rąk, począł mu się przyglądać, a po chwili zaiskrzyły mu się oczy...
— Kościołek... — wyszeptał drżącemi wargami — kościołek... taki sam, jak tam, w Polsce, w wiosce naszej... Biały, skromny, z dzwonnicą...
— Tak — przytwierdził mu Halicz — kościołek, do którego budowy przystępujemy natychmiast, a przy którym osiądzie kapłan z Polski. A przy kościele tym stanie cały