Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu głos jego zadrżał, zachwiał się i załamał. Z ust jego wyszły pojedyncze, oderwane słowa:
— Praca... Bogactwo... Lud... Bóg... Ojczyzna... — a wreszcie z ostatniem słowem:
— Polska!.. — dusza uleciała z piersi jego.
W skupieniu, z bolesnem ściśnieniem serca, słuchali wszyscy obecni tych bezładnych na pozór słów jego, które jednak były dla nich testamentem świętym.
Na drugi dzień zrana, na cmentarzu, przyległym do kościołka, spoczęły zwłoki pierwszych obrońców Elektropolisu... zwłoki tych, co krwią swą i życiem pierwszy założyli fundament pod dalszy rozwój jego i potęgę.
Powoli też powracał ład i spokój do miasta. Zakwitały kolonje wokoło, powstawały nowe.
Z Europy przybywali liczni koloniści, a i miejscowi Arabowie, chcąc być bliżej swego Mahdiego, osiadali wokoło, powoli imając się pracy przy roli.
Elektropolis rósł, rozwijał się, potężniał, zapowiadając ludzkości nową erę.


KONIEC.