Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napastnicy, rozłożywszy się obozem, podzielili się na partje, które otaczać oblężonych poczęły. Teraz uwaga ich zwróconą być musiała na wszystkie strony.
Rozstawili się więc odpowiednio, i każdy śmiałek z pośród Arabów, o ile tylko przekroczył linję strzałów, życiem przypłacał swe zuchwalstwo.
Po parokrotnych też usiłowaniach, okupionych życiem paru Arabów, zaprzestali atakowania, cofając się do pierwotnych pozycyj…
Trzymali się teraz zdaleka, lecz oblężonym sił już brakować zaczynało. To ciągłe napięcie nerwów, to ciągłe trzymanie się na baczności wyczerpywało ich siły. Po paru godzinach tak naprężonego czuwania, wydobywali resztki sił, byle tylko nie dać się ogarnąć znużeniu.
A na to tylko czyhali Arabowie.
Wieczór już zapadał, gdy Czesław rzekł do Stefana:
— Jeszcze godzina… dwie najwyżej, a wezmą nas żywcem…
Lecz temu oczy zaiskrzyły się…
— Nie, nie dokażą tego! — zawołał.
— A to jakim sposobem? — spytał go Czesław.
— Wystrzelam wszystkie kule, a ostatnią wpakuję w łeb sobie, — odparł ten spokojnie.
Z podziwem spojrzał nań Czesław i gorąco uścisnął dłoń jego.