Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie ujrzy już więcej kraju rodzinnego, o którym marzył wciąż i roił.
Naraz te ponure myśli jego przerwał Stefan, chwytając go za ramię i wołając:
— Patrz… inżynierze, patrz tam!
Obudził się Czesław jakby ze snu przykrego i spojrzał we wskazanym kierunku, a wyraz zdziwienia odbił się na jego twarzy.
Wśród Arabów wyraźnie widniała postać Europejczyka, w biały strój płócienny przybranego, z powiewającym przy korkowym hełmie długim welonem.
Uwijał się on między nimi, wydając jakieś rozkazy, namawiając do czegoś, a Arabowie kręceniem głowy i machaniem rękoma odpowiadali odmownie na wszystkie jego propozycje.
Przyjrzał mu się Czesław uważnie, wreszcie rzekł:
— To ten sam, co był w karawanie, dowodzonej przez Jussufa.
— A i Jussuf jest tam również, — zauważył Said, który dowódcę napastników znał dobrze, — o, uwija się tam na białym koniu.
— A więc to nie są zwykli rabusie pustyni, — szepnął Czesław, — mają oni widocznie jakiś cel w prześladowaniu nas… Ale Jaki?
Nie miał już jednak czasu zastanawiać się dłużej nad tem, gdyż ruch w obozie nieprzyjacielskim zwrócił uwagę jego w tym kierunku.