Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drogo sprzedać swe życie i okupić je śmiercią wrogów.
Czas, wolny od napaści, postanowili użyć na lepsze zabezpieczenie się przed kulami Arabów oraz na zgromadzenie zapasów żywności i wody, by mogli wytrzymać nawet dłuższe oblężenie.
Podczas więc, gdy Czesław ze Stefanem zajęci byli sypaniem czegoś w rodzaju fosy z piasku, Said z Aïą, wspinając się na palmy, zrywali daktyle, znosząc je na jedno miejsce. Toż samo zrobiono z wodą, którą napełniono wszystkie naczynia, jakie tylko w chatce arabskiej znaleźć się dały.
— Teraz możemy przetrzymać nawet i dłuższe oblężenie, — rzekł Czesław, gdy ukończono te przygotowania. — Możecie przybyć, panowie Arabowie, przyjmiemy was godnie.
Nie długo potrzebowali czekać. Głuchy odgłos tętentu kopyt końskich po piasku pustyni dał im poznać, że napastnicy zbliżają się, i to zbliżają w znacznej liczbie.
— Baczność! — rzucił komendę Czesław.
Ścisnęli broń w ręku i czekali. Gdy odległość między nimi stała się taką, że kula karabinowa donieść mogła, Czesław rzekł tonem komendy:
— Cel! Pal!…
I trzy kule z świstem wszyły się w gromadę jeźdźców, powalając z nich trzech na ziemię… Pozostali rozproszyli się, lecz już