Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.
SAMI W OAZIE…

Stali jak wryci, nie mogąc przemówić ani słowa.
To tajemnicze zniknięcie auta, ten ślad tak zagadkowy, a przytem tak wymowny — raziły ich, jak gromem.
Co teraz robić?… oto pierwsze pytanie, jakie przyszło na myśl Czesławowi.
Puszczać się w pogoń za uchodzącym samochodem, poszukiwać go w bezbrzeżnych, zda się, obszarach pustyni, wydawało się im absurdem, niemożebnym do wykonania.
Toż samochód biegł z szybkością 90 mil angielskich na godzinę, a oni, pieszo, nawet i jednej dziesiątej tego nie zrobią…
Pościg więc za nim był niemożebny, zwłaszcza, że ci, co go wykradli, zapewne dobrze nim kierować umieli.
Trzeba się więc było wyrzec tej myśli, ażeby dogonić i odzyskać samochód, stanowiący jedyny ich łącznik z obozem i ze światem…