Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i składaniem ich na boku, a więc ratowali raczej, a nie rabowali.
Mimowoli stanęła mu w pamięci owa karawana tajemnicza, którą prowadził Jussuff, a która przerywała prąd telegrafu bez drutu, chwytając wysyłane depesze… Czy czasem i między nią a tą straszną katastrofą nie zachodzi jaki bliższy związek?
Jednocześnie do uszu jego dobiegł gardłowy, jakby chrapliwy głos Abdula.
— Jussuff!… tu… — wołał on, stając wyprężony naprzeciwko jednego z arabów, przyodzianego w biały burnus, a uwijającego się żwawo dotychczas wśród gromady innych i wydającego im rozkazy.
Teraz stał on nieruchomo, jakby zmieszany tem odkryciem, lecz w chwilę potem, wydobywszy błyskawicznym ruchem z za pasa pistolety, dał z nich strzał do Abdula, zanim ktośkolwiek spostrzec i zapobiec temu zdołał.
Zachwiał się Abdul upadł na ziemię, Jussuf zaś nachylił się nad nim, by zadać mu cios śmiertelny, lecz nie zdążył uczynić tego. W okamgnieniu, jak pantera, rzucił mu się na plecy Henryk, powalając go na ziemię.
Epizod ten sprowadził radykalną zmianę na terenie rozbitego pociągu.
Prawie połowa arabów, zajętych niby to ratunkiem, wydobyła broń i rzuciła się na ratunek swego herszta. Lecz przyjęci gradem kul ze strony Czesława i jego towarzy-