Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz mimo to na twarzy Abdula odbił się niepokój.
— Panie, — szepnął cicho, pociągając za rękaw Czesława, — miejmy się na baczności i cofnijmy się ku karawanie.
— Dlaczegóż to? — zapytał tenże ze zdumieniem.
— Dlatego, — odrzekł szeptem Abdul, — że na czele tej właśnie karawany stoi największy rozbójnik między Arabami, Jossuf, który w wiecznych pozostaje konszachtach z Beduinami pustyni. Ze strony jego zawsze należy obawiać się jakiegoś niebezpieczeństwa. Nie bez powodu podąża on tą drogą za nami. Wąwóz ten omijają zwykle karawany, zwłaszcza turystów, gdyż nie daje on tak pięknych widoków, jak inne.
— A więc tembardziej nie powinniśmy się cofać, — zawołał z mocą Czesław, — przeciwnie, obowiązkiem naszym jest ostrzec tych Europejczyków przed grożącem im niebezpieczeństwem.
— Nie czyń tego, panie! — z przerażeniem w głosie zawołał Abdul. — Jussuf jest mściwy. Potrafiłby on mścić się na nas aż do dziesiątego pokolenia. Ci Europejczycy muszą wiedzieć, kto on jest, gdyż w Algerze każdy im to powiedział.
— A jak są to świeżo przyjezdni, którzy nie mieli czasu zapytać się kogokolwiek o niego, — gorączkowo spytał Czesław.
— O, nie, panie!… mieli oni czas na to… Tych Europejczyków ja już od dwóch ty-