Strona:Edgar Allan Poe - Kruk. Wybór poezyi.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Co nad biustem siedząc tuż
Oczy we mnie wpił błyszczące,
Jako żagwie dwie płonące,
Paląc serce mego łona
Jak pożarnych ogniem zórz.
I tak w dziwnych mar osnowie
Czoło wsparłem o wezgłowie
Gdzie się kładły mętne blaski
Jak opadłych płatki róż.
Na wezgłowiu głowę kładę,
Gdzie Lenory czoło blade
Już nie spocznie nigdy już!



Naraz w nocnej ciszy łonie
Słodkie się rozeszły wonie,
Jakby mięko, cicho ręką
Ktoś wonności rozlał kruż,
Chłonąc wonnych dym kadzideł,
Usłyszałem jakby skrzydeł,
jakby lekkich stóp anielskich
Cichy szelest blisko, tuż!
— Panie! — rzekłem — Ty łask zdroje
Przez anioły szlesz mi swoje,
Balsamicznych lek nektarów
Gdzieś z niebiańskich zsyłasz zórz.
Przychyl ustom wonnej czary,
Bym przepomniał smętnej mary
A ból we mnie zmilknie stary