Strona:E. W. Hornung - Tragiczny koniec.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznym urokiem jaki na swych towarzyszów wywierał, zdziałał dużo złego. Był w jednej osobie, ciężką zmorą wychowawców i bożyszczem kolegów.
Tego wieczora, opanowany powracający myślą o naszem ciekawem spotkaniu, długi czas nie mogłem zasnąć. Rozebrawszy się, zapaliłem fajkę, a oparłszy się o framugę otwartego okna, patrzyłem w zamyśleniu przed siebie. W tej chwili usłyszałem na ulicy dwa odgłosy, które podnieciły moją uwagę. Dwa ostre gwizdnięcia dały się słyszeć prawie równocześnie; jedno w oddali, a drugie tak bliskie, że zdawało się wychodzić z pod okien mego mieszkania. Wychyliłem się, by spojrzeć na ulicę. Biały kaszkiet i białe spodnie policjanta mignęły mi w słabym blasku latami i zniknęły w ciemności. Okno moje nie było położone wysoko nad ziemią, to też w jednej chwili ześliznąłem się na ulicę i puściłem się w pogoń za białym kaszkietem. Byłem bosy i miałem na sobie tylko pyjamę. W pewnem oddalaniu spostrzegłem mego policjanta, który zamajaczył na chwilę skręcając w boczną ulicę. Z szybkością jelenia pędziłem za nim śmiejąc się w duchu z mego osobliwego położenia. Wyglądało to jak gdybym robił obławę na policjanta, który uciekając, nie mógł słyszeć mych kroków. Dopędziłem go z łatwością, kładąc rękę na jego ramieniu, zanim mógł spostrzec się, że gonię za nim. Nigdy w życiu nie