Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na, abym ja, prawdziwy, uczciwy Tussman, mógł wejść do swego mieszkania“.
— Zdaje mi się, żeś dostał bzika — odpowiada mi ten człowiek głosem bezdźwięcznym; i poznaję straszliwego złotnika. Zgroza mię ogarnęła i zimnym potem zrosiło się me czoło: „Mój szanowny profesorze, rzekłem mu drżąc, wybacz mi, jeżeli w ciemności wziąłem cię za stróża nocnego. Nazywaj mię, jak chcesz; mów „panie Tussman“ po prostu albo nawet „mój kochany“; traktuj mnie jako sługę, zniosę wszystko; tylko błagam cię, uwolnij mnie od tego czarnoksięstwa, które tej nocy rzuciłeś na mnie“.
— Tussman, — odparł mi ten złowrogi czarownik — unikniesz na zawsze tego rodzaju przypadków, jeżeli mi przysięgniesz natychmiast, że się wyrzekasz swego małżeństwa z Albertyną.
Możesz sobie wyobrazić, drogi radco, co za wrażenie wywołały we mnie te okropne słowa.
— Szanowny profesorze, — odparłem — do krwi ranisz mi serce. Walc jest to taniec nieprzyzwoity, a panna Albertyna, moja narzeczona, walcowała z jakimś nieznajomym młodzieńcem w sposób taki,