Strona:E. Korotyńska - Karusia.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrobiła jej bowiem nigdy krzywdy, raz nawet, widząc, iż dziewczynka ugina się pod ciężarem gałęzi na opał, porwała z jej rąk drzewo i zaniosła do chaty. Tam posiedziała chwilę, zjadła kawałek chleba, dany jej przez Karusię, i poszła.
Od tej pory zaglądała czasem do dzieci i nie raz pomagała im w cięższej robocie.
I teraz stała, myśląc co by się przytrafić mogło dziewczynce i w jaki sposób i w czym jej ulżyć.
— Ach! Magdo — załkała Karusia. — Michaś zginął! Nic mi nie możesz pomóc... Ach! ja nieszczęśliwa...
— Magda zawsze może pomóc dobrym ludziom, którzy jej nie dokuczali nigdy, owszem, nieraz kęs chleba dali, sami mając niewiele — odpowiedzia-