Strona:Dziennik Dolnośląski, 1990, nr 0 (31 sierpnia).djvu/04

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod
wspólnym
niebem

„Warszawa 1990.08.03

Państwo Kuratorzy Oświaty i Wychowania
W załączeniu przesyłam „Instrukcję dotyczącą powrotu nauczania religii do szkoły w roku szkolnym 1990/91” — z prośbą o podjęcie stosownych działań w celu wprowadzenia zawartych w niej postanowień.
Uprzejmie proszę — zwłaszcza o przejawienie szczególnej troski, by działania dyrektorów szkół i nauczycieli były prowadzone w atmosferze tolerancji wykluczającej wszelkie przejawy dyskryminacji religijnej.

prof. dr hab. Henryk Samsonowicz”
KOŚCIÓŁ
EWANGELICKO-AUGSBURSKI

Młodzież ewangelicka zgrupowana na ogólnopolskim obozie odbywającym się tuż po ogłoszeniu „Instrukcji” zareagowała na ten fakt dokumentem — „Głos młodzieży ewangelickiej w sprawie...”:
„Po zapoznaniu się z Instrukcją Ministra Edukacji Narodowej dotyczącą powrotu nauczania religii do szkoły w roku szkolnym 1990/91, pełni obaw wyrażamy swe zdziwienie, że mimo negatywnych opinii intelektualistów, w tym również rzymskokatolickich oraz niejednoznacznych wyników dyskusji społecznej, doszło do powstania tego dokumentu. (...)
Obawiamy się głębokich i bolesnych podziałów społecznych. Począwszy od przedszkola odgórnie zostaje narzucone społeczeństwu formalne kryterium podziału. Kryterium wyznaniowe, a nie wzajemna sympatia może się stać powodem zróżnicowania w grupie rówieśniczej. Tej samej zasadzie mogą ulec gremia pedagogiczne. W środowiskach o zdecydowanych mniejszościach religijnych może dojść do wyobcowania jednostek należących do tych mniejszości, a w konsekwencji całe te grupy mniejszościowe mogą przestać istnieć. Natomiast w środowiskach o znaczącym odsetku „innowierców” wielce prawdopodobnymi będą duże podziały społeczne. Prowadzić to może do dużych antagonizmów i napięć. W życiu publicznym pojawić się może groźny wyróżnik — przynależność wyznaniowa, religijna i światopoglądowa.
Postanowienia tej instrukcji zagrażają istniejącemu do tej pory bogactwu kultury polskiej, tradycji wielowyznaniowego chrześcijaństwa i różnorodności rzymskokatolicyzmu. Zważywszy na powyższe jesteśmy przeciwni wprowadzeniu nauczania religii do szkół państwowych. (...)”
Ksiądz Konsenior Diecezji Wrocławskiej Kościoła Ewangelicko Augsburskiego we Wrocławiu — Ryszard Bogusz:
— Na Dolnym Śląsku jest ok. 3000 ewangelików, we Wrocławiu 700. Dzieci z naszej parafii są zbyt rozproszone, by istniała praktyczna możliwość prowadzenia katechezy w szkołach. Jestem zresztą temu przeciwny. Nauka religii wymaga specjalnej atmosfery, jakiej szkoła zapewnić nie może. Religijne skupienie, przeżycie, ma dla nas szczególne znaczenie. Na lekcje religii do kościoła dzieci przychodzą jak na spotkanie z Bogiem, a nie by uczyć się jeszcze jednego przedmiotu. Prowadzenie tych zajęć na terenie szkoły może prowadzić do spowszednienia religijnych przeżyć, stać się krokiem ku laicyzacji.
Katecheza prowadzona przy parafii pozwala na bezpośrednie i częste spotkania z rodzicami, na wspólne rozwiązywanie problemów, na pełny rodzinny kontakt. Wszystko to oczywiście po przeniesieniu katechezy do szkół uległoby znacznemu ograniczeniu.
Szkoła — panujące w niej stosunki i program dydaktyczny — wymaga gruntownej przebudowy. Nie ma w niej Boga. Wprowadzenie jeszcze jednego nowego przedmiotu nie rozwiąże kryzysu wartości, jaki w tej chwili szkoła przeżywa.
Nauczanie jednej religii — katolickiej — nie podniesie społecznej wiedzy na temat innych wyznań. Może pozostawić część dzieci poza klasą, na marginesie i stać się pretekstem do dyskryminacji.
Szkoła mogłaby podjąć się nauczania podstaw religii chrześcijańskiej, bez wątpienia z większym pożytkiem dla wszystkich Polaków. Niezależnie od Kościoła, jaki reprezentujemy — wszyscy zmierzamy do wspólnego celu.

POLSKI AUTOKEFALICZNY
KOŚCIÓŁ PRAWOSŁAWNY

Ordynariusz diecezji szczecińsko-wrocławskiej — biskup Jeremiasz:
— Diecezja wrocławska, sięgająca od Słupska do Jeleniej Góry ma ok. 10 tys. wiernych, we Wrocławiu ok. 300. W tych regionach, gdzie jest najwięcej wiernych wyznania prawosławnego, także i my będziemy prowadzili katechezę w szkołach. Dotyczy to głównie województw wschodnich.
Dyskusja nad wprowadzeniem nauczania religii do szkół stanowi element rozważań nad przyszłym modelem państwa polskiego. Historia uczy, że wszelki radykalizm — zarówno wojująca religijność, jak i przymusowa ateizacja — niesie ze sobą zło i ludzkie cierpienie.
Wprowadzenie religii do szkół, wynik zaistnienia nowych relacji państwo — Kościół, wywołuje oczywiste zastrzeżenia.
Nawet jeżeli przyjmiemy, że polskie społeczeństwo jest w 95 proc. katolickie, to te pozostałe 5 proc. (reprezentanci innych Kościołów chrześcijańskich i innych religii, ateiści) nie może być poddawane atmosferze przymusu. Chrystus nie zmuszał do wiary w Niego. Przymus w sprawie wiary jest grzechem. Nawet jeżeli instytucjonalnie zagwarantowana jest wolność sumienia i wyznania, to jakże częsta jest silna presja środowiska. Presja nakazująca postępować według wzoru większości. Obawiam się, że słabszych może ona doprowadzić do kompromisów sprzecznych z własnym sumieniem.
Nauczanie religii jest szerzeniem światłości, ta wiedza porusza najgłębsze pokłady ludzkiej duchowości. Przeżycie religijne jest wszechogarniającym aktem, dlatego tak łatwo, właśnie w sprawach wiary, w imię dobra, o fanatyzm i nietolerancję. Bardzo wiele zależy od formy i metod nauczania. Ludzie stają się nietolerancyjni pod wpływem fanatyzujących duszpasterzy.
Mam nadzieję, że powrót religii do szkół nie będzie powrotem do starych błędów i dzieciom, które nie będą uczestniczyły w tych zajęciach, szkoła zapewni odpowiednie warunki i opiekę.
Wszystkie te wątpliwości nie oznaczają jednak, że religii nie należy nauczać. Być może warto sięgnąć do sprawdzonych już rozwiązań w państwach wielowyznaniowych. W Szwajcarii naukę religii rozpoczyna się od treści ksiąg biblijnych, od podstawowych elementów stosunku człowieka do Boga, od elementarnych prawd wiary, i zupełnie nie ma tam znaczenia, czy zajęcia te prowadzi pastor dla dzieci katolickich, czy ksiądz dla protestanckich. Najmłodsze dzieci otrzymują wspólną wiedzę o wspólnym przecież Bogu.

KONGREGACJA WYZNANIA
MOJŻESZOWEGO

Ten problem nie dotyczy już bezpośrednio kongregacji. Z prostego powodu — nie ma już dzieci tego wyznania. W 1967 zamknięto ostatnią żydowską szkołę we Wrocławiu (przy ul. Pereca). Na Dolnym Śląsku żyją jedynie nieliczni wierni wyznania mojżeszowego, to starzy ludzie, nie ma już, poza pogrzebami, uroczystości religijnych.

KURATORIUM OŚWIATY
I WYCHOWANIA

Wicekurator Andrzej Lange:
— Instrukcja ministerialna nie jest zarządzeniem. To odpowiedź Ministerstwa Edukacji na zapotrzebowanie rodziców. Taka jest zresztą cała tendencja reformy w oświacie, by o programie szkoły współdecydowali rodzice. Od nich zresztą zależy decyzja o przystąpieniu dziecka do katechizacji w szkole. Na pewno nie będzie się to odbywało drogą aklamacji.
W szkołach podległych naszemu kuratorium nie będziemy wprowadzać obligatoryjnie lekcji religii od 4 września. Do tej pory nie było możliwości zorientowania się, ilu rodziców rzeczywiście życzy sobie tych lekcji na terenie szkoły.
Rolą szkoły będzie, by żadnemu dziecku nie stała się krzywda.

Co szkoła może zaproponować tym dzieciom, które nie będą uczestniczyły w lekcjach religii? W tej chwili jedynie opiekę, nadzór pedagogiczny.

Notowała BARBARA PIEGDOŃ


„Wartex” zlikwidowany, udziałowcy odzyskają to, co pożyczyli przed laty firmie, ale... bez procentów
Ostatni akord wielkiej afery

RYSZARD ŻABIŃSKI



Dwie wille, elegancko i nowocześnie urządzone (poprzedni pałacyk firmy był w stylu retro) kilka szklarni o pow. 1,5 tys. m2, wszystko, razem z gospodarstwem rolnym o pow. 30 ha, jest na sprzedaż za 1 mld 40 mln zł. Prezes „Wartexu” Eugeniusz Komidzierski denerwuje się, że jeszcze nie ma kupca. Ten miliard dałby oddech konającej już firmie. Udziałowcy żądają swoich pieniędzy, wygrywają sprawy w sądach, tak samo dawni kontrahenci, a „Wartex” płaci i płaci jakby był studnią bez dna.
W czerwcu br. na Walnym Zgromadzeniu w Warszawie 1 500 udziałowców (w sumie jest ich ponad 3 tys.) poznało całą prawdę o wyczynach poprzedniego kierownictwa firmy. Przedstawiono udziałowcom rachunki za kawiory, alkohol, wyroby z porcelany i inne dowody niesłychanej wręcz rozrzutności.
Po zebraniu do prezesa Komidzierskiego podeszli naukowcy z SGPiS w Warszawie z prośbą[1] „Wartexu”. Piszą właśnie książkę o aferach w spółkach, a ta jest jedną z największych. „Wartex” jest winny udziałowcom 1 mld 270 mln zł plus jeszcze 1 mld zł procentów od wniesionych pożyczek. U instytucji państwowych firma jest zadłużona na 450 mln zł. Tymczasem, śmiech powiedzieć, „Wartex” przynosi 1 — 3 mln zysku miesięcznie!
W ostatnich miesiącach, zauważa prezes Komidzierski, produkcja wzrosła 5-krotnie, ale koszty 15 razy. Poza tym ciągle trzeba spłacać tych, którzy wygrywają sprawy w sądach, pokrywać koszty sądowe itp. Nie ma pieniędzy na rozkręcenie interesu.
Udziałowcy nie przegłosowali wniosku o likwidację „Wartexu”. Procedura likwidacji jest kosztowna, ponadto indywidualni udziałowcy w kolejce po pieniądze z upadłej firmy są ustawieni na ostatnim miejscu.
Prezes Komidzierski zaproponował, aby pożyczki, których ludzie udzielali „Wartexowi”, przeznaczyć na dopłaty do udziałów. Ponieważ udziały, w przeciwieństwie do pożyczek, są nienaruszalne, nie można żądać ich zwrotu w sądzie i firma odetchnęłaby.
Udziałowcy podeszli ze zrozumieniem do argumentacji prezesa i wniosek zaakceptowali. Ośmielony tym prezes zaproponował, aby minimalny udział (już powiększony do 110 tys. zł) zwiększyć jeszcze do 550 tys. zł. W ten sposób firma zdobyłaby upragnione środki na rozwój, a także zabezpieczyłaby się przed sądowymi sprawami ze strony udziałowców.
Prezes jednak przekroczył granicę wyrozumiałości wspólników i wniosek upadł. Nie wypaliła też sprawa połączenia pożyczek i udziałów. Tylko... 8 proc. udziałowców podpisało i przysłało do Wrocławia stosowne deklaracje. Reszta znowu zaczęła ciągać nieszczęsny „Wartex” po sądach.
Powstał więc klasyczny pat, ludzie chcą odzyskać swoje oszczędności, które lekkomyślnie powierzyli „Wartexowi” i rozdrapują co się da, uniemożliwiając tym samym firmie normalne funkcjonowanie.
Siedzę w wygodnym fotelu, w eleganckiej willi „Wartexu”[2] marmurowy sufit w sekretariacie), a przed sobą, na stoliku, mam puszkę piwa i kilka dużych, zagranicznych szamponów. Gdyby wspólnicy nie rozdrapywali firmy, to można by tym towarem handlować. Na jednej puszce piwa zarabiałoby się ponad dwa tysiące złotych. Można by rozwinąć handel („Wartex” ma kilka sklepów wielobranżowych na Dolnym Śląsku), produkcję odzieży (własny zakład, wykwalifikowani ludzie). A tak to co? — martwi się prezes. Wszystko diabli wezmą. Jak można rozmawiać z trzema tysiącami wspólników, których poprzedni zarząd wystawił do wiatru?
W tej sytuacji prezes jeszcze raz zwołuje wspólników i proponuje likwidację „Wartexu”. Walne Zgromadzenie odbyło się 22 sierpnia br. we Wrocławiu. Tym razem udziałowcy zadecydowali o ostatecznej likwidacji „Wartexu”.
Prezes Komidzierski twierdzi, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży majątku firmy wystarczą na pokrycie kosztów likwidacji, spłatę długów u kontrahentów oraz usatysfakcjonowanie udziałowców. Ci ostatni dostaną wszy-[3] bez procentów. Uwzględniając jednak to, że ich pieniądze są ulokowane w „Wartexie” od wielu lat oraz wielkość inflacji w tym okresie, stracili bardzo dużo.
Z całej tej sprawy płyną ważne wnioski. Bardzo łatwo jest stracić swoje oszczędności lokując je w takich firmach jak „Wartex" czy Bezpieczna Kasa Oszczędności L. Grobelnego. Takich możliwości tracenia pieniędzy będzie coraz więcej. Będą powstawać nowe spółki emitując tysiące akcji, które kupią drobni ciułacze. Kupią, nie znając nawet ich rzeczywistej wartości, choć jest uproszczony sposób, aby ją obliczyć (wartość nominalna akcji podzielona przez odsetki płacone przez bank należący do państwa, pomnożona przez odsetki, jakie będą płacone akcjonariuszom).
Powstaje też pytanie: jak przyszli akcjonariusze będą mogli kontrolować działalność firmy, której powierzyli swoje oszczędności? Wartość takich akcji weryfikuje się m.in. na giełdach, ale przecież my mamy dopiero ich namiastki. Zanim więc rynek kapitałowy nam się nie ucywilizuje, należy uważać z robieniem świetnych interesów.

  1. Przypis własny Wikiźródeł tekst nieczytelny
  2. Przypis własny Wikiźródeł tekst nieczytelny
  3. Przypis własny Wikiźródeł tekst nieczytelny