Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   251   —

Zbawcą wolności mojej, mego życia.
Tranio.  Nie traćmy czasu. Powiem ci nawiasem,
Ze mego ojca czekamy co chwila,
Ażeby ślubny mój podpisał kontrakt
Z córką pewnego Baptysty Minola.
Później obszerniej o tem pogadamy,
Tymczasem idźmy, żebyś ubiór zmienił. (Wychodzą).


SCENA III.
Pokój w domu Petruchia.
(Katarzyna i Grumio).

Grumio.  Nie, pani, nie śmiem; on mnie zabić gotów.
Katarz.  Co raz jawniejsza złość jego, ma krzywda.
Na toż mnie pojął, aby mnie zagłodzić?
U drzwi mojego ojca każdy żebrak
Na pierwsze słowo dostaje jałmużnę,
Odepchniętego każdy sąsiad przyjmie;
A ja, com nigdy nie umiała prosić,
Com nigdy prosić nie potrzebowała,
Z głodu umieram, a od bezsenności
Kołowacieję; klęciami mnie budzi,
Karmi krzykami, a co mnie oburza,
Wszystko pod czułej miłości pozorem,
Jakby snu chwila, chleba okruszyna
Zaraz mnie miały razić apopleksyą.
Idź, proszę, przynieś mi trochę pokarmu,
Przynieś, co znajdziesz, wszystko będzie dobre,
Grumio.  Co mówisz, pani o wołowych nogach?
Katarz.  Wielki rarytas! przynieś je co prędzej.
Grumio.  To choleryczna zda mi się potrawa.
Ale naprzykład flaki przysmażane?
Katarz.  Wielki przysmaczek! przynieś mi je, proszę.
Grumio.  Ale i flaki mogą żółć poburzyć.
A gdyby pieczeń wołowa z musztardą?
Katarz.  To ulubiona moja jest potrawa.
Grumio.   Tylko musztarda, rzecz rozpalająca.