Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   182   —

Bassanio.  Nie, na mój honor, nie, na moją duszę,
Nie, nie kobieta, ale doktor prawa,
Który z pogardą złoto me odrzucił,
O pierścień prosił; odmówiłem naprzód;
Widziałem, z jaką urazą odchodził
Ten, który drogie mego przyjaciela
Ocalił życie. I cóż miałem robić?
Kochana, pierścień musiałem mu posłać,
Zmuszony wstydem i sumienia głosem.
Miałżem oszpecić niewdzięczności plamą
Czysty mój honor? Przebacz mi, o droga!
Ale przysięgam na te jasne gwiazdy,
Że gdybyś była przytomną, ty sama
Zdjęłabyś pierścień i dała go sędzi.
Porcya.  Niechże ten doktor w strony te nie zjeżdża.
Gdy dostał klejnot, którym tak kochała,
Któryś miał chować dla mojej miłości,
I ja też będę równie szczodrobliwą,
Dla niego będzie wszystko co jest moje,
Nawet me ciało i mężowskie łoże.
Poznać go, wierzaj, nie trudno mi będzie.
Strzeż mnie jak Argus, nie opuszczaj domu,
Bo ile razy zostawisz mnie samą,
Przysięgam na mój honor dotąd czysty,
Że bez doktora spać się nie położę.
Neryssa.  I ja nie myślę spać bez sekretarza.
Wiesz co cię czeka, jeśli się oddalisz.
Gracyano.  Niechże sekretarz nie wpadnie mi w ręce:
Jeśli go złapię, pióro mu ukręcę.
Antonio.  Ja nieszczęśliwą sporów tych przyczyną.
Porcya.  Pomimo tego, witam cię z radością.
Bassanio.  Daruj mi, Porcyo, błąd ten przymuszony,
A w przytomności tych wszystkich przyjaciół
Przysięgam, droga, na jasne twe oczy,
W których się widzę —
Porcya.  Słyszycie, co mówi?
We dwu mych oczach podwójnie się widzi,
Raz w każdem oku; mam wierzyć przysiędze,