Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   167   —

Właśnie i młody doktor nasz przychodzi.

(Wchodzi Porcya w ubiorze doktora prawa).

Daj rękę. Stary przysłał cię Bellaryo?
Porcya.  Tak jest.
Doża.  Więc witaj! Siądź przy moim hoku.
Znaszli treść sprawy, która tu się toczy,
W której dziś wyrok trybunał ma wydać?
Porcya.  Wszystkie szczegóły znane mi dokładnie.
Teraz gdzie żyd jest? gdzie kupiec Antonio?
Doża.  Antonio, Szajlok, przybliżcie się oba.
Porcya.  Imię twe Szajlok?
Szajlok.  Szajlok imię moje.
Porcya.  Dziwnej natury proces wytoczyłeś,
Lecz w takiej formie, że weneckie prawa
Oprzeć się twoim nie mogą żądaniom.
(Do Antonia) Tobie zagraża to niebezpieczeństwo?
Antonio.  Tak jest, mnie, panie!
Porcya.  Czy uznajesz oblig?
Antonio.  Uznaję.
Porcya.  Żydzie, bądź więc miłosierny.
Szajlok.  A czemu, proszę, mam być miłosierny?
Porcya.  Dla miłosierdzia nikt przymusu nie ma;
Ono, jak kropla niebieskiego deszczu,
Spływa na ziemię, dwakroć błogosławi
Tego, co daje i tego, co bierze.
Ono z potężnych jest najpotężniejsze;
Przystoi królom lepiej niż korona.
Berło ich świadczy doczesną potęgę,
Obudzą w sercach bojaźń majestatu,
I groźne myśli o królów potędze;
Lecz miłosierdzie od władzy tej wyższe,
W królewskich sercach jego panowanie;
Ono jest Boga samego przymiotem:
Najpodobniejszy jest Bogu król ziemski,
Gdy sprawiedliwość słodzi miłosierdziem.
Dlatego, żydzie, choć prawo za tobą,
Pomnij, że nikt z nas zbawienia nie znajdzie
W sprawiedliwości sądzie nieugiętym.