Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   278   —

Lizymach.  Co jest powodem tej czarnej rozpaczy?
Helikanus.  Długa to powieść wszystko ci powtarzać,
Lecz w krótkich słowach: rozpaczy powodem
Jest strata żony i drogiej mu córki.
Lizymach.  Mogęż go widzieć?
Helikanus.  Możesz, lecz daremnie,
Bo nie odpowie na żadne pytanie.
Lizymach.  Pozwól, bym moją zaspokoił żądzę.
Helikanus.  Więc patrz. (Widać Peryklesa po odsunięciu firanki).
Cudownej był to mąż urody,
Nim straszną klęskę noc przyniosła jedna,
Do tego stanu go przyprowadziła.
Lizymach.  Witaj nam, królu! Niech bogów opieka
Osłoni twoją monarszą osobę.
Helikanus.  Daremne słowa, on ci nie odpowie.
1 Pan.  Mamy dziewicę w naszej Mitylenie,
Która, o zakład, słów potrafi kilka
Z ust mu wyciągnąć.
Lizymach.  Szczęśliwe natchnienie!
Nie wątpię wcale, że słodkim swym głosem,
Potrafi głuche jego zbudzić uszy,
A całym swojej osoby urokiem
Napół umarłe zmysły jego wskrzesić.
Ta piękna, teraz szczęśliwa istota,
Swych towarzyszek otoczona kołem,
W liściastej teraz spoczywa altanie,
Która brzeg wyspy swoim cieniem chłodzi.

(Mówi po cichu do jednego z fanów swojego Orszaku, który odpływa w barce Lizymacha).

Helikanus.  Wszystko daremne, lecz nic nie ominiem,
Co może nosić lekarstwa nazwisko. —
Gdy już nam tyle okazałeś względów,
Prosić cię jeszcze będę miał odwagę,
Byś nam pozwolił w żywność się opatrzyć.
Nie, żeby na niej zbywało nam teraz,
Lecz nam ją morskie zepsuło powietrze.
Lizymach.  Gdybyśmy twoje odrzucili prośby,
Bóg sprawiedliwy w swym zesłałby gniewie