Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   268   —

Klnącego bogom dlatego, że zima
Zabija muchy. Ale z końcem zwady
Wiem, że usłuchasz mojej dobrej rady. (Wychodzą).

(Wchodzi Gower przed grobowcem Maryny w Tarsus).

Gower.  Przestrzeń się ścieśnia i czas szybko płynie,
Zbiegając morza w orzecha łupinie,
Bo myśli waszej wędrowne źrenice
Widzą kolejno wszystkich państw granice,
A gdzie myśl zmianom sceny towarzyszy,
Wszędzie bez gniewu jedną mowę słyszy.
O chwilę teraz cierpliwości proszę,
Bo wam ciąg dalszy tych dziejów przynoszę.
Perykles, w licznym dworzan swoich gronie,
Znowu kapryśne mórz przebiega tonie,
By znów do piersi przycisnął swe dziecię,
Jedyną swoją rozkosz na tym świecie.
Stary Eskanes, na wielkie urzędy
Przez Helikana wyniesiony względy,
Zarządza miastem, w tej bowiem podróży
I Helikanus za dworaka służy.
Pomyślnych wiatrów pędzone tchem nawy
Do Tarsu wbiegły, słuchaczu łaskawy,
Do portu tego i tyś z nimi dobił,
Jeśliś sternikiem wyobraźnię zrobił.
Chciał córkę zabrać, lecz już jej nie było.
Widzicie teraz, myśli waszej siłą,
Krążących chwilę jak cienie przed zmrokiem.
A teraz ucho pogodzę wam z okiem.

Pantominy.
(Jednemi drzwiami wchodzi Perykles z Orszakiem, drugiemi Kleon i Dyoniza. Kleon pokazuje Peryklesowi grobowiec Maryny; na ten widok Perykles objawia głęboką boleść, przywdziewa włosiennicę i oddala się w rozpaczy).

Gower.  Patrzcie, jak pozór może ludzi zwodzić,
Żal pożyczany za szczery uchodzić!
Z rozpaczą w duszy na cios niespodziany
Perykles, jęcząc i łzami zalany,