Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   223   —

Pochlebców język króla oszukuje;
Jak miech, pochlebstwo grzech jego rozżarza;
Co wprzódy wątłą, tylko iskrą było,
W potężny ogień rośnie tchem pochlebstwa;
Gdy napomnienie, byle czcią zaprawne,
Przystoi królom, bo ludźmi są także
I mogą błądzić. Łaskawy mój królu,
Gdy pan Kusiciel o pokoju prawi,
Schlebia ci, wojną na twe godzi życie.
Przebacz, lub skarż mnie; w gniewu twego szale
Niżej od kolan moich się nie zwalę,
Perykles.  Zostawcie nas tu, a idźcie tymczasem
Wypytać, jakie nawy stoją w porcie,
Wracajcie potem. (Wychodzą Panowie).
Słuchaj, Helikanie,
Do głębi słowa twoje mnie wzruszyły;
Jakieś wyczytał z ócz mych tajemnice?
Helikanus.  Gniew czytam, panie, w zmarszczkach twego czoła,
Perykles.  Jeśli są króla zmarszczki błyskawicą,
Jak śmiesz językiem piorun gniewu budzić?
Helikanus.  Jak śmią rośliny poglądać ku niebu,
Które je żywi?
Perykles.  Wiesz, mogę cię skruszyć.
Helikanus.  Własną ja ręką topór zaostrzyłem;
Podnieś go, panie, cios zadaj śmiertelny!
Perykles.  Wstań, usiądź przy mnie; nie jesteś pochlebcą;
Dzięki ci za to i nie daj, o Boże,
Bym na me błędy zatykać chciał uszy!
Dobry mój radco, sługo księcia godny,
Który mądrością księcia w sługę zmieniasz,
Co chcesz, bym zrobił?
Helikanus.  Byś cierpliwie znosił
Strapienia, które sam sobie zadajesz.
Perykles.  Mówisz jak doktor: dajesz mi lekarstwo,
Którego sambyś bez wstrętu nie zażył.
Słuchaj mnie teraz: Byłem w Antyochii, —
W obliczu śmierci kupić tam pragnąłem
Nadziemską piękność na matkę mych dzieci,