Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To mnie zajęło, i zaraz do myśli
Przyszedł mi Ajax, światu dziś nieznany.
Cóż to za człowiek! Boże, to koń czysty,
Co ma, sam nie wie. Ileż to jest rzeczy
Podłych z pozoru, kosztownych w użyciu!
A ile znowu drogich sądem ludzi,
A bez wartości! Jutro może ujrzym
Jak czyn, przypadkiem w rękę mu rzucony,
Wsławi Ajaxa. Czemu jedni robią
To, czego inni zrobić zaniedbali?
Czemu się jedni wczołgać potrafili
Do świątyń zmiennej Fortuny, gdy inni
Pod jej oczyma głupców grają rolę?
Jak jeden dumą drugiego się karmi,
Kiedy się pyszny w własnej tarza dumie!
Czy widzisz Greków? Patrz, jak po ramieniu
Klepią w zawody niezgrabę Ajaxa,
Jakby już deptał po Hektora piersiach,
Jakby już mury trojańskie rozwalał.
Achilles.  Bardzo ci wierzę; minęli mnie właśnie
Jak bogacz dumny żebraka wymija.
Dobrego słowa żaden nie powiedział,
Nie spojrzał żaden. Czy już zapomnieli
Mych czynów przeszłych?
Ulisses.  Alboż nie wiedziałeś,
Że czas na grzbiecie swoim torbę nosi,
W którą jałmużny wkłada zapomniane,
Czas, ten olbrzymi potwór niewdzięczności,
Drań ta, to dobre uczynki minione,
Pożarte w samej chwili urodzenia,
I zapomniane ledwo dokonane.
Wytrwałość tylko chowa jasny honor;
Wychodzą z mody minione usługi,
Jak zardzewiała zbroja na szyderstwo
Na monumencie starym zawieszona.
Nie zwlekaj chwili; bo honor wędruje
Po ciasnej ścieżce, na której zaledwo
Jeden się zmieści; nie opuszczaj ścieżki,