Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

On go, lub jego pomszczą przyjaciele,
Albo królowa, której tak był drogim (wychodzi z ciałem).

SCENA II.
Blackheath.
(Wchodzą: Jerzy Bevis i Jan Holland).

Jerzy.  Śpiesz się! Uzbrój się w cokolwiek, choćby w kawałek żerdzi; już dwa dni, jak powstali.
Jan.  To tem bardziej snu dziś potrzebują.
Jerzy.  Powiadam ci, że Jack Cade, sukiennik, postanowił ustroić królestwo, przenicować je, i nową dać mu barwę.
Jan.  I dobrze zrobi, bo bardzo już przechodzone. Moje to zdanie, że radość uciekła z Anglii od czasu, jak szlachta wzięła górę.
Jerzy.  O, czasy opłakane! Nikt nie zważa na cnotę w rzemieślniku.
Jan.  Panom zdaje się hańbą chodzić w skórzanych fartuchach.
Jerzy.  A ja ci powiem więcej: niema w królewskiej Radzie jednego dobrego rzemieślnika.
Jan.  To prawda. Powiedziano jednak: Pracuj w twojem powołaniu, co się znaczy: niech rajcy będą robotnikami, a stąd wypada, że my rzemieślnicy powinniśmy zostać rajcami.
Jerzy.  Trafiłeś w sedno; bo niema lepszego znaku dobrej głowy, jak twarda ręka.
Jan.  Widzę ich! widzę ich! Patrz, to syn Besta garbarza z Wingham.
Jerzy.  Damy mu skóry naszych nieprzyjaciół, żeby je na psie skóry wygarbował.
Jan.  I Dick, rzeźnik.
Jerzy.  To grzech będzie jak wół zabity, a niesprawiedliwość zarżnięta jak cielę.
Jan.  I Smith, tkacz.
Jerzy.  Ergo, nić ich żywota wysnuta.