Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Albożeś mego nie trzymał strzemienia,
Nie galopował pieszo przy mym koniu,
Uszczęśliwiony głowy mojej ruchem?
Ileż mi razy puhar napełniałeś?
Jadłeś me resztki, na kolanach służył,
Gdym z Małgorzatą królową ucztował?
Niech cię wspomnienie tego upokorzy,
Niech twoją dumę niewczesną przydusi.
Czy zapomniałeś, jak w mym przedpokoju
Na wyjście moje czekałeś cierpliwie?
Ręka, co nieraz w twej pisała sprawie,
I dziś twój język śmiały zaczaruje.
Whitem.  (do kapitana). Czy każesz zakłuć tego opętańca?
Kapitan.  Niech moje słowa wprzódy go zakłują.
Suffolk.  Tępe twe słowa jak ty sam, nędzniku.
Kapitan.  Wiedź go na okręt a tam na pokładzie
Utnij mu głowę.
Suffolk.  Nie będziesz śmiał tego.
Kapitan.  Zobaczysz, Polu.
Suffolk.  Polu?
Kapitan.  Tak jest, Polu,
Sir Polu[1], lordzie, kale i rynsztoku
Mącący błotem swojem srebrne źródło,
Z którego Anglia gasi swe pragnienie.
Zamknę ci teraz twą rozwartą paszczę,
Która połknęła skarby naszej ziemi;
Te usta, które niegdyś całowały
Królowę Anglii, lizać będą ziemię.
Śmiałeś się, słysząc o śmierci Humphreya,
W daremnej teraz zgrzytać będziesz złości
Na wiatr nieczuły, który ci z pogardą
Świstem na twoje odpowie, zgrzytania.
Idź czarownice piekielne poślubić
Za to, że śmiałeś potężnemu panu
Wyswatać córkę niegodnego króla,

  1. Nowa igraszka słów z Pole i Poole (Pul) (kałuża) nie podobna do wytłumaczenia.