Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Włos najeżony, a nozdrza wydęte
Jak w wysileniu, wyciągnięte ręce,
Jak walczącego o życie człowieka
Zwyciężonego przemocą w zapasach.
Patrz, przylepiony włos do prześcieradeł,
A piękna broda jego rozczochrana
Jak zboże tchnieniem burzy powalone.
Ktoby chciał jeszcze wątpić o morderstwie,
Które najmniejsza z tych poszlak potwierdza?
Suffolk.  Któżby, Warwicku, księcia tego zabił?
Wszak pod Beauforta i mą był opieką,
A sądzę, że nas nie bierzesz za zbójców.
Warwick.  Obaście byli Humphreya wrogami,
I waszej, prawda, powierzon był straży;
Pewno przyjaznych nie znalazł tam przyjęć,
Nieprzyjaciela że znalazł, to pewna.
Małgorz.  Więc podejrzywasz panów tych jak sprawców
Przedwczesnej śmierci książęcia Humphreya?
Warwick.  Kto jałowicę zabitą zobaczy,
A przy jej boku rzeźnika z toporem,
Czy nie przypuści, że w nim zbójcę widzi?
Kto kuropatwę znajdzie w gnieździe kani,
Czy się powodów śmierci nie domyśli,
Choć krwi na dzióbie kani nie dostrzeże?
Równie tragedya ta jest podejrzaną.
Małgorz.  Jesteś rzeźnikiem, Suffolku, gdzie nóż twój,
Beaufort jest kanią, gdzie są jego szpony?
Suffolk.  Nie mam ja noża, by śpiących zarzynać,
Lecz mam miecz mściwy, zrdzewiały w pokoju,
Który w zjadliwem odszoruję sercu,
Co mnie morderstwa krwawem znaczy piętnem.
Jeśli śmiesz, powiedz, dumny lordzie Warwick,
Że jestem winny śmierci księcia Humphrey.

(Wychodzą: Kardynał, Somerset i inni).

Warwick.  Na przewrotnego Suffolka wezwanie
Czegożbym nie śmiał?
Małgorz.  Nie śmiałbyś hamować
Obraźliwego ducha, ani przestać