Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zbywa nam tylko na dobrych pozorach,
Bo drogą prawną zgładzić nam go trzeba.
Suffolk.  Niepolityczny podobny jest zamiar;
Król będzie pragnął życie mu ocalić,
Lud może powstać na jego ratunek,
A my nie mamy lepszych argumentów
Na jego zgubę jak naszą nieufność.
York.  A więc tem samem nie chcesz jego śmierci?
Suffolk.  Nikt jej ode mnie nie pragnie goręcej.
York.  York ważniejsze ma tego powody.
Lecz, kardynale, i ty, lordzie Suffolk,
Powiedzcie szczerze, ręka na sumieniu,
Czy to nie jedno, zgłodniałemu orłu
Dać przeciw kani obronę kurczęcia,
Co Humphreyowi dać króla opiekę?
Małgorz.  Śmierćby kurczęcia była niewątpliwą.
Suffolk.  To prawda, pani. Nie jestże szaleństwem
Pieczę nad trzodą lisowi powierzyć?
A gdy go skarżą o mordercze myśli,
Zamknąć na wszystko oczy obojętne,
Bo jeszcze swoich nie spełnił zamiarów?
Nie, nie, niech ginie, bo to lis jest chytry,
Zanim ubroczy swój pysk krwią czerwoną
Ten urodzony trzody nieprzyjaciel,
Jak Humphrey króla jest nieprzyjacielem.
Jak go zaś zgładzić, troska niepotrzebna,
Sidłem, żelazem albo też podstępem;
Gdy śpi lub czuwa, rzecz to obojętna,
Byleby zginął, bo wolny od winy,
Kto pierwszy zdrady użył przeciw zdrajcy.
Małgorz.  Lordzie Suffolku, głos to rezolutny.
Suffolk.  Gdzie niema czynu, niema rezolucyi,
Bo nieraz słowom myśl nie towarzyszy.
Lecz serce moje z mym zgodne językiem;
By mego króla życie uratować,
Zasługą będzie podobny uczynek.
Dajcie znak tylko, księdzem jego będę.
Kardynał.  Hrabio Suffolku, jabym go chciał zgładzić,