Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bo nad strapienie cóż jest nędzniejszego?
Stryju Humphreyu, na twej widzę twarzy
Obraz honoru, prawdy, lojalności,
I nigdym jeszcze, dobry mój Humphreyu,
W twojej wierności nie znalazł zawodu.
Jakaż to gwiazda sprawiła zawistna,
Że tylu panów, że moja królowa
Wydrzeć niewinne chcą ci twoje życie?
Nigdy ich, nigdyś nie skrzywdził nikogo.
Jak rzeźnik cielę zabiera związane,
Do jatek pędzi, a bije okrutnie,
Jeśli mu z prostej drogi na piędź zboczy,
Tak go okrutnie stąd uprowadzili.
Jak matka wkoło rozpaczliwie biega,
Pogląda w stronę, gdzie znikło biedniątko,
Po drogiej stracie ryczeć tylko może,
Tak ja bezsilny lać tylko łzy mogę
Nad nieszczęściami dobrego Gloucestera,
I tylko okiem mogę zaciemnionem
Poglądać za nim, pomódz mu niezdolny,
Bo zbyt potężnych znalazł nieprzyjaciół.
Lecz przy mem każdem westchnieniu powtórzę:
Nie wiem, kto zdrajcą, Gloucester być nie może.

(Wychodzi).

Małgorz.  Zimny lód topnie na promieniach słońca.
Na wielkie sprawy król Henryk zbyt zimny,
Zbyt przepełniony mlekiem miłosierdzia.
Gloucester go uwiódł pozorami cnoty,
Jak litosnego zwodzi wędrownika
Krokodyl jęków udanych sidłami,
Lub jak na kwiatów zwinięty pościeli
Wąż wabi dziecko swoją pstrą odzieżą,
A swą pięknością przywabione kąsa.
Gdyby mędrszego nie było ode mnie,
(A mój w tej sprawie dobry zda się rozum)
Wkrótce Gloucestera ten światby się pozbył,
I nas od ciągłej wyzwolił obawy.
Kardynał.  Myśl to natchnięta dobrą polityką,