Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Służba.  Dziesiąta milordzie.
Gloucest.  Właśnie godzina, o której mam czekać
Przybycia mojej księżnej ukaranej.
Jak ostrą będzie dla nóg delikatnych
Krzemiennych ulic kamienna posadzka!
Moja Nell droga, jak gorzkie ci będą
Wzgardliwych tłumów ciekawe spojrzenia
Na twe oblicze z szyderstwem zwrócone!
Uśmiechy ludzi na twe poniżenie,
Którzy przed chwilą za twym biegli wozem
Przelatującym w tryumfie ulice!
To ona! Czas już przygotować oczy,
Łzami przyćmione na cierpień jej widok.

(Wchodzi księżna Gloucester w białej osłonie, z papierem przypiętym na plecach, bosą nogą, z płonącą pochodnią w ręku, z nią sir John Stanley, szeryf i oficerowie).

Służba.  Chcesz, panie? Z rąk ją szeryfa wyrwiemy.
Gloucest.  Uchowaj Boże! Niech w pokoju przejdzie.
Księżna.  Czyś przyszedł, mężu, na hańbę mą patrzeć?
Ah, i dla ciebie jest to czas pokuty!
Tłum odurzony palcem cię wytyka,
Kiwając głową, mierzy cię oczyma.
Przed nienawistnem skryj się ich spojrzeniem,
W twojej komnacie płacz nad twoją hańbą,
Przeklinaj wspólnych naszych nieprzyjaciół!
Gloucest.  Cierpliwość, droga! Zapomnij tych smutków.
Księżna.  Ah, samej siebie naucz mnie zapomnieć,
Bo gdy pomyślę, żem żoną jest twoją,
Żeś ty jest księciem, Anglii protektorem,
Jak nie mam myśleć, że nie należało
Z taką mnie hańbą po ulicach wodzić,
Z kartą na plecach, wśród tłumów pospólstwa,
Które z radością na łzy moje patrzą,
I moich westchnień słuchają z przekąsem.
Krzemień me nogi rani delikatne,
A gdy się wzdrygnę, lud śmiejąc się woła,
Abym ostrożniej stąpała po bruku.
Ah, mogęż dźwigać, hańbiące to jarzmo?