Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

York.  Alençon? Jawny Francyi Machiawel?
Choćby żyć tysiąc miało, dziecko umrze.
Dziewica.  Czekajcie chwilę! Zwodziłam was dotąd,
Bo ani Karol, ni książę Alençon,
Lecz Neapolu król Reignier jest ojcem.
Warwick.  Człowiek żonaty! Grzech nieprzebaczony.
York.  A to mi dziewka! Zda się sama nie wie,
Kogo oskarżyć z wielkiej liczby winnych.
Warwick.  Wielki to znak jest jej szczodrobliwości.
York.  A mimo tego czystą jest dziewicą.
Własnem wyznaniem siebie i bachora
Swego potępiasz. Skończ twoje błagania,
Wszystko na próżno.
Dziewica.  Na stos mnie prowadźcie!
Moje przekleństwo w spuściznie wam daję!
Niech nigdy słońce jasnych ócz nie zwróci
Na ziemię, która waszem jest mieszkaniem!
Niech was noc wieczna, cień śmierci owinie,
Aż samobójczy skręci wam postronek
Szalona rozpacz po tysiącznych klęskach!

(Wychodzi pod strażą).

York.  Niechaj płomienie na proch cię przepalą
Grzeszna, przeklęta piekieł wysłanniczko.

(Wchodzi kardynał Beaufort z orszakiem).

Kardynał.  Lordzie regencie, przyjmij pozdrowienie
I listy, które przynoszę od króla.
Wiedzcie, że wszystkie państwa chrześcijańskie,
Tknięte litością na sporów tych widok,
O wspólny pokój błagają natrętnie
Pomiędzy nami, a Francyą ambitną.
Zbliża się Delfin z całym swoim dworem,
By się naradzić z nami o warunki.
York.  Takiżto owoc wszystkich trudów naszych?
Za krew przelaną tylu parów Anglii,
Tylu żołnierzy, szlachty, kapitanów,
Poległych w boju dla dobra swej ziemi,
Mamy dziś przyjąć pokój zniewieściały!
Ileż to grodów już utraciliśmy