Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na moją młodość, a co krew kupiła,
Niechaj dla fraszki z rąk nam nie wypadnie.
Za sporów waszych weźcie mnie rozjemcę.
Nie wiem, dlaczego miałby kto przypuścić,

(przypinając czerwoną różę).

Że gdy tę różę przypinam, me serce
Dla Somerseta przychylniejsze będzie.
Obaj są krewni moi, obu kocham.
Równieby słuszny robił mi kto wyrzut,
Że mam koronę, skoro i król Szkocyi
Nosi koronę. Lecz własna rozwaga
Lepiej od moich przekona was nauk.
Więc jak w pokoju przybyliśmy tutaj,
Tak i na przyszłość w świętej żyjmy zgodzie.
York, w twe ręce składam namiestnictwo
Mojej królewskiej godności we Francyi;
A ty, mój dobry lordzie Somersecie,
Z jego piechotą twoją połącz jazdę,
I jak rycerze przodków waszych godni,
Jak wierni króla waszego poddani,
Pracujcie społem, a na wrogów głowy
Waszego gniewu niechaj spadnie ciężar.
Dwór nasz, my sami z lordem protektorem
Po krótkiej chwili do Calais wyruszym,
Stamtąd do Anglii, gdzie, jak mam nadzieję,
Niedługo wasze przyślą mi zwycięztwa
Karola z całą buntowników bandą.

(Przy odgłosie trąb wychodzą: król Henryk, Gloucester, Somerset, Winchester, Suffolk i Basset).

Warwick.  Lordzie Yorku, na honor, mem zdaniem
Król rolę mówcy wybornie odegrał.
York.  Nie przeczę, tylko to mi nie po myśli,
Że sobie przypiął godło Somerseta.
Warwick.  Ba, rzecz fantazyi; nie gniewaj się książę,
Bo jestem pewny, że nie miał złej myśli.
York.  A gdyby miał ją — lecz nie myślmy o tem;
Inną się teraz zająć musim sprawą.

(Wychodzą: York, Warwick, Vernon).