Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żeś uszczknął kwiatek na rzecz mojej sprawy.
Vernon.  I na rzecz sprawy twej nosić go będę.
Prawnik.  Jak ja.
Plantag.  Dziękuję, dostojny mój panie.
Czas już na obiad. Nie minie czas długi,
A spór ten ludzkiej krwi wypije strugi. (Wychodzą).

SCENA V.
Londyn. Pokój w Tower.
(Dwaj stróże wnoszą Mortimera na krześle).

Mortimer.  Starości mojej stróże litościwi,
Konającemu spocząć tu dozwólcie.
Długie więzienie sparaliżowało
Członki me, niby bolesne tortury;
Zwiastuny śmierci, siwe moje włosy,
Przpowiadają koniec Mortimera,
Co w troskach przeżył lata Nestorowe.
Jak lampa resztą oliwy płonąca
Już oczy moje ciemnieją i gasną;
Ramiona słabną pod smutków brzemieniem;
Ręce bezsilne, są jakby winograd
Uschłe gałązki chylący ku ziemi.
Nogi me jednak, chociaż odrętwiałe,
Tej garstki gliny utrzymać nie zdolne,
Skrzydlatą żądzą do mogiły lecą,
Jakby wiedziały, że tylko tam spoczną.
Lecz powiedz, stróżu, przyjdzież mój synowiec?
1 Stróż.  Przyjdzie, milordzie, Ryszard Plantagenet,
Właśnie mi przyniósł odpowiedź posłaniec,
Że cię nawiedzi.
Mortimer.  To jest dla mnie dosyć;
Uspokojenie dusza moja znajdzie.
Biedny synowiec! Wszak i jego krzywdy
Moim są równe: od dnia tego bowiem,
W którym koronę włożył Henryk Monmouth,
Ja, com wojenną chwałą przed nim jaśniał,