Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jego wolnością książę kupił moją.
Już i poprzednio chcieli mnie wymienić,
Jak na pogardę, za nędznego giermka,
Lecz tę wymianę z dumą odrzuciłem,
Bo umrzeć raczej wolę, niż zezwolić,
By mnie w tak nizkiej trzymać kto miał cenie.
Wkońcu, jak chciałem, byłem wykupiony.
Ten zdrajca Fastolfe serce mi zakrwawia;
Gdybym go teraz w mojej trzymał mocy,
Sam, własną ręką, byłbym jego katem.
Salisbury.  Ale nie mówisz, jak cię traktowano?
Talbot.  Z ciągłem szyderstwem, wzgardą, przygryzkami.
Na plac publiczny byłem powleczony,
Na widowisko pospolitej rzeszy.
Patrzcie, wołano, to postrach Francuzów,
To dzieci waszych zwyczajne straszydło.
Z rąk moich stróżów wyrwałem się wściekły,
Kamienie z bruku paznogciami rwałem,
Aby je miotać na hańby mej widzów.
Na widok twarzy mej gniewnej pierzchnęli,
I nikt przybliżyć do mnie się nie ważył.
Żelazne mury nie dość były silne;
Taką w nich trwogę moje siało imię,
Iż przypuszczali, że ręki mej siłą
Stalowe kraty potrzaskam jak próchno,
Dyamentowe powyrywam słupy.
Zawsze też wybór strzelców mnie pilnował,
Oczu ode mnie straż nie odwracała,
Gotowa kulę w moje posłać serce,
Bylem się z łoża mojego śmiał ruszyć.
Salisbury.  Twoje cierpienia łzy mi wyciskają;
Ale nie długo pomsty będziesz czekał.
Jest teraz w mieście godzina wieczerzy,
A przez tę kratę łatwo nam policzyć
Nad okopami pracujące tłumy;
Spójrz tylko, widok może cię zabawić.
Tomaszu Gargrave, Wilhelmie Glansdalu,