Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mer.  Nie odejdziemy, aż się tłum rozproszy.
Że też w tych panach tyle gniewu żyje!
Ja na czterdzieści lat raz się nie biję. (Wychodzą).

SCENA IV.
Francya. Pod Orleanem.
(Pokazują się na wałach: Puszkarz i jego syn).

Puszkarz.  Wiesz, jak Orlean nasz jest oblężony,
I jak przedmieścia zajęli Anglicy.
Syn.  Wiem, ojcze, nieraz strzelałem już do nich,
Lecz wciąż na moje chybiałem nieszczęście.
Puszkarz.  Nie chybisz teraz; słuchaj mojej rady:
Naczelnym miasta jestem ja puszkarzem,
Więc dobrym muszę odznaczyć się strzałem.
Właśnie książęce szpiegi mi doniosły,
Że Angielczycy, silnie na przedmieściu
Oszańcowani, zwykle z tamtej wieży
Patrzą na miasto, jakby to najlepiej
Prażyć nas ogniem, albo szturm przypuścić.
By to szpiegostwo przerwać raz na zawsze,
Działo naprzeciw wieży postawiłem,
I dzień już trzeci czatuję tu na nich.
Na mojem miejscu zajmij posterunek,
Bo już na nogach trzymać się nie mogę;
Jeśli ich ujrzysz, co tchu mnie zawołaj;
W gubernatora domu idę spocząć. (Wychodzi).
Syn.  O, bądź spokojny, ojcze. Bylem tylko
Dojrzeć ich zdołał, nie będę cię trudził.

(Wchodzą do izby na szczycie wieży lordowie Salisbury i Talbot, sir William Glansdale, sir Tomasz Gargrave i inni).

Salisbury.  Talbot, me życie, radość moja, wrócił!
Jak cię w niewoli twojej traktowano?
Jakim sposobem wolność odzyskałeś?
Opowiedz wszystko na wieży tej szczycie.
Talbot.  Miał książę Bedford jeńca w swoich ręku
Którego imię sir Ponton de Santrailles,