Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   231   —

Witała wszystkich i służyła wszystkim;
Śpiewała piosnkę, tańczyła z kolei;
Dopiero w środku, już na końcu stołu,
To na tamtego, to tego ramieniu,
Oparła rękę; twarz w ogniu od pracy,
A trunek, który piła dla ochłody,
Piła do wszystkich. Ty stoisz na stronie,
Jakgdyby ciebie dzisiaj zaproszono,
A nie tyś była uczty gospodynią.
Proszę cię, pozdrów nieznanych przyjaciół,
Bo to jest droga lepszej znajomości.
Porzuć wstydliwość, pokaż się, czem jesteś
Uczty tej panią. Witajże nas teraz,
Jeżeli pragniesz, aby trzody twoje
Rosły szczęśliwie.
Perdyta  (do Polix, i Kamilla). Witam was, panowie!
Mojego ojca taka była wola,
Żebym dnia tego była gospodynią,
A więc was witam! Dorkas, daj mi kwiaty.
Przyjmijcie, proszę, rutę i rozmaryn,
Które przez zimę liść i woń chowają,
A dobra pamięć niech wam towarzyszy!
Witajcie u nas!
Polix.  Urodna pasterko,
Słusznie, że starcom dajesz kwiaty zimy.
Perdyta.  Rok się starzeje, lato nie skonało,
Drżąca się jeszcze zima nie zrodziła;
Kwiat najpiękniejszy pory tej — goździki,
I lak pstrokaty, bękartem natury
Zwany czasami; wiejski mój ogródek
Kwiatów tych nie ma i nie chcę ich sadzić.
Polix.  Piękna dziewczyno, czemu nie dbasz o nie?
Perdyta.  Bo mi mówiono, że jest jakaś sztuka,
Która w ich listków pstrzeniu dzieli władzę
Z twórczą naturą.
Polix.  Że tak jest, przypuśćmy;
Lecz niema środków lepszenia natury,
Jeśli natura środków tych nie dała;