Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   185   —

O, pokalana po uszy! — Rogaty! —
Idź grać, mój chłopcze; matka twa grać poszła,
I ja gram także, lecz tak nędzną rolę,
Że wyświstany do grobu się schronię;
Śmiech i szyderstwo dzwonem moim będą.
Idź grać, mój chłopcze! — Byli już przede mną,
Albo się mylę, byli już rogacze.
I dziś, i teraz właśnie, kiedy mówię,
Mąż jest niejeden, co żony dłoń trzyma,
Nie myśląc biedny, że może przed chwilą
Staw jego spuścił i ryby mu wybrał
Sąsiad Śmiechalski, najkochańszy sąsiad.
Jest w tem pociecha myśleć, że są ludzie,
U których sąsiad, właśnie tak jak u mnie,
Mimo ich woli bramy poroztwierał.
Gdyby rozpaczał każdy mąż zwiedziony,
Każdy dziesiąty człowiek jużby wisiał.
Niema lekarstwa: nierządny planeta
Potężnym wpływem rozsiewa zarazę
Na wschód i zachód, północ i południe.
Niema barykad na kobiety wiarę,
Ona do woli wpuszcza i wypuszcza
Z twierdzy twej wroga twego z bagażami.
Tysiące na tę słabość chorowały,
Nie znając swojej choroby. — Cóż, chłopcze?
Mamil.  Mówią, że jestem podobny do ciebie.
Leontes.  W tem podobieństwie jest trochę pociechy.
Ty tu, Kamillo?
Kamillo.  Czekam na rozkazy.
Leontes.  Idź, Mamilliuszu, idź się teraz bawić!

(Wychodzi Mamilliusz).

Król ten potężny zostaje tu dłużej.
Kamillo.  Kotwica długo nie chciała jąć gruntu,
Lecz zapuszczona ślizgała się ciągle.
Leontes.  Czy uważałeś?
Kamillo.  Nad twoje błagania
Przenosił naprzód swoje interesa.
Leontes.  I tyś to spostrzegł? — O, widzę już, tłumy